Zdrowe odżywianie a przekonania
Powszechnie uważa się, że zdrowe odżywianie jest drogie, czasochłonne, niesmaczne, monotonne. Ale czy faktycznie tak jest?
Twoje przekonania to twoja rzeczywistość.
Jeżeli nie podoba ci się rzeczywistość, którą widzisz,
zmień przekonania! (Ewa Foley)
Każdą naszą aktywność życiową zamykamy w ramach naszych przekonań, bo tak chyba łatwiej. Z czasem może się to stać naszą wymówką i alibi, żeby czegoś nie zgłębić lub choćby nie spróbować. Właściwie tak jesteśmy skonstruowani. Ktoś coś powie, potem przeczytamy jeszcze, sprawdzimy bezrefleksyjnie dla czystego sumienia, potem sami powtórzymy ten pogląd jako swój i mamy ukształtowane przekonanie o czymś.
Ale czy nie zamyka nas to w kolejnych szufladkach, które sobie tak ładnie urządzamy zgodnie z powszechnie przyjętymi regułami?
A może ktoś chciał, byśmy myśleli tak, a nie inaczej?
Może ktoś pielęgnuje w nas tak ukształtowane te czy inne przekonania? Takie schematy działania?
Jak znajdziemy się w obcym kraju, w obszarze innej kultury, w środowisku ludzi myślących inaczej zwykle przeżywamy szok. Dostajemy kopniaka lub zlewa nas zimny prysznic albo własna krew. Czy musimy się bać tego czego nie znamy? Czy raczej chodzi o to byśmy żyli i myśleli jak dobrze zaprogramowane maszyny?
Od małego jesteśmy przyuczani do przejmowania przekonań naszych rodziców, nauczycieli, duchownych. Sporo czynników, które nas kształtują, nie są wybrane przez nas. Gdy dojrzewamy zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę. Ci odważniejsi, poszukujący, niespokojne duchy wyłamują się z szeregu, zaczynają poszukiwać i działać według innych reguł, płyną pod prąd.
Również moja przekorna natura uruchamia we mnie mechanizm obronny. Może powinnam spróbować czegoś innego, bo w przeciwnym razie ulegnę manipulacji? Dlaczego zadawanie pytań, polemika, rozmowa, otwarcie na coś nowego są tak trudne? Z powodu naszych przekonań? Przecież nie można ich zmieniać?
Gdy zaczęłam od zera uczyć się holistycznego podejścia do siebie, bo miałam dość manipulowania mną – jako numerem statystycznym choroby lub jego braku, z powodu nieznalezienia przyczyny odczuwanych przeze mnie symptomów. Najtrudniej postawić pierwszy krok, ale jeszcze trudniej wytrwać w postanowieniu zmiany, pomimo niepowodzeń. Po zejściu z utartych szlaków, włącza się uważność, otwartość i inny rodzaj myślenia. Oczywiście można wejść w totalne zarośla i niemiłosiernie potarmosić się albo zejść na manowce, by wrócić. Najważniejsze jest jednak to, że nigdy już przenigdy nie wrócimy w to samo miejsce, bo będziemy już innymi ludźmi. Równocześnie zmieni się nasze postrzeganie świata.
Odniosę się do rozmowy ze spotkania, które skłoniło mnie do napisania na ten temat. We dwie zakręcone na punkcie zdrowego jedzenia wpadłyśmy w odwiedziny do koleżanki z byłej pracy, która zaprosiła nas do siebie po naszym morsowaniu. Mieszka dosłownie 100 metrów od przerębli, w której się moczymy. Ja wpadłam z tortem daktylowym, a Karolinka z dwoma przepysznymi wegańskimi daniami. Towarzyszyły nam córeczki. Przy jedzeniu rozmawiałyśmy na różne tematy, ale padło sakramentalne pytanie z ust gospodyni, jak my znajdujemy czas na takie zdrowe odżywianie np. pieczenie chleba w domu. Dodam, że obie z Karolinką prowadzimy w domu firmy, a koleżanka pracuje na etacie i jest bezdzietna. Przecież to takie czasochłonne i wymaga tyle pracy. Czy faktycznie?
PRZEKONANIE NIE MAM CZASU
Dużo osób żyje w przekonaniu, że nie ma czasu gotować. To przecież zdanie młotek. Pasuje do każdych drzwi, które z wygodnictwa próbujemy przed sobą zabić. Ja teraz twierdzę, że nie mam czasu ćwiczyć, bo mi się po prostu nie chce. Zaczęłam i przestałam, bo nie wyrobiłam w sobie nawyku. Najłatwiej powiedzieć nie mam czasu. Pewnie gdyby w spotkaniu uczestniczyła mama trójki dzieci. Byłaby zdziwiona, że mi go brakuje, przecież ona ćwiczy, jeszcze szydełkuje i robi patent żeglarski. Tak działa siła naszych przekonań. Ale jeśli coś stanie się naszym priorytetem, wejdzie nam w krew, będzie naszą pasją, stanie się naszym przekonaniem? Nie ma takiej siły, która nas zatrzyma! Staniemy na głowie, żeby to zrobić! Czyż nie?
ZDROWE ODŻYWIANIE JEST CZASOCHŁONNE
Gdy się czegoś uczymy, nim nabierzemy wprawy wszystko zajmuje dużo więcej czasu, niż chcemy. Ale jak już opanujemy temat wpadamy w rytm. Zdrowe odżywianie czy niezdrowe nie stanowi specjalnej różnicy. Jest określona wiedza i umiejętności, które musimy opanować. Może okazać się, że na gotowanie zdrowego jedzenia możemy poświęcić mniej czasu. Dlaczego?
PLANOWANIE I CZAS NA ZAKUPY
Bo lepiej planujemy. Jemy mniej mięsa lub w ogóle, a ono wymaga czasochłonnych zabiegów. Wiele produktów, które stanowią podstawę naszego jedzenia mamy w domu. Kasze, cieciorkę kupuję w dużych pięciokilogramowych opakowaniach. Starczają mi na miesiąc lub dłużej. Oszczędzam na czasie, który przeznaczyłabym na zakupy. Soczewicę, ryże, suszone warzywa, owoce, przyprawy i domowe przetwory można przechowywać bez strat walorów smakowych i właściwości odżywczych długi czas. Mam solidne zapasy w domu. W świeże warzywa i owoce zaopatruję się 2-3 w tygodniu w małym sklepiku. Jedyne pokusy jakie tam na mnie czyhają to migdały, sezam i daktyle. Raz w tygodniu kupuję tam śmietanę, z której robię masło.
Jeśli chcemy jeszcze szybciej i taniej, wiele produktów można zamówić przez internet. Sklepy ze zdrową żywnością mają coraz szerszy asortyment. Ceny są konkurencyjne. Jak zrobimy zakupy od a do z, to zaoszczędzimy jeszcze na wysyłce. Paczkę dostaniemy wprost do domu.
JEMY MNIEJ I NIE ULEGAMY POKUSOM
Jedząc zbilansowane posiłki, jemy dużo, dużo mniej. Przede wszystkim dlatego, że są one pozbawione cukru i dużej ilości soli oraz innych przetworzonych dodatków. To one powodują, że z czasem stajemy się ich niewolnikami. Myślimy o jedzeniu, musimy pojadać zaraz po obiedzie. Dzięki świadomości, co nam szkodzi nie ulegamy pokusie zjedzenia lub wypicia wszechobecnych „niewinnych” pokus: ciasteczek, drożdżówek, lodów, paluszków, słodkich i gazowanych napojów. Dzięki takiemu podejściu nie wpadamy w tryby machiny zakupowych świątyń, w których od wejścia po kasę wszystko ustawione jest tak, abyśmy konsumowali jak najwięcej. Ile zajmie nam dojazd, dojście, zaparkowanie, odstanie w kolejce? Każdy musi obliczyć sam na ile wycenia swój czas? Czy aby na pewno tak jest efektywniej?
ZDROWE JEDZENIE JEST DROGIE
Tak jest, jak porównamy ceny mąki z pszenicy z tą z orkiszu czy gryczaną. Faktycznie jest kilkakrotnie droższa. I na tym porównanie moglibyśmy zakończyć. Ale chciałabym wskazać na kilka aspektów, o których nie myślimy. Pokażę to na przykładzie wspomnianego chleba gryczanego, na którego wykonanie poświęcam minimum czasu. Robię kilogramowy bochenek z 0,5 kaszy gryczanej na cały tydzień. Wstawiam kaszę w czwartek rano. Zajmuje mi to 2 minuty, wieczorem dolewam wodę. W piątek rano mieszam z pozostałymi składnikami około 10 minut. Zostawiam do wyrośnięcia. W sobotę rano lub jeszcze w piątek chleb jest upieczony. Zupełnie pomijam zapach chleba wypełniającego dom, bo to wartość niepoliczalna. Taki bochenek wystarcza nam na tydzień. Zachowuje smak i świeżość. Nie kupujemy od dawna innego pieczywa, bo ten się nie psuje, a jedna kromka znakomicie syci na długo.
Oszczędzam czas i przy okazji pieniądze. Pieczywo marketowe jakimś dziwnym trafem na drugi dzień jest niezjadliwe. Zatem co robimy idziemy po świeże. I gdzie? Do marketu. Gdy już jesteśmy wpadamy w pułapkę przygotowaną tam na nas. Wszystko od wejścia do kasy jest urządzone, tak abyśmy ulegali zastawionym na nas sidłom. Pomimo list wychodzimy zawsze z czymś, czego nie zaplanowaliśmy. Jak pójdziemy z dziećmi, to lista zakupów wydłuży się, a rachunek jeszcze bardziej wzrośnie. Przeliczmy pieniądze na nadplanowe towary, w skali miesiąca może zebrać się całkiem spora kwota.
Jeśli te towary mamy już w naszej lodówce, to wypada je zjeść. Jeśli są to dania gotowe, do podgrzania, zapieczenia zapominamy, że mają one tyle cukru i chemii, że powoli systematycznie pracujemy na choroby. Wpadamy we własne sidła, bo to już nie my decydujemy kiedy coś zjemy, tylko grzyby, pasożyty, pleśnie, które potrzebują cukru, żeby w nas przeżyć. A to czego nie jesteśmy świadomi kontroluje nas.
Na ile zatem wyceniamy swoje zdrowie? Zdrowie naszych bliskich? Ile kosztują nas bezproduktywne dni, gdy jesteśmy chorzy? Czas poświęcony na badania, które niewiele wnoszą w nasze samopoczucie i poprawę zdrowia? Ile kosztują nas dni i noce spędzone na czuwaniu przy chorym dziecku?
Dla mnie ZDROWE ODŻYWIANIE TO DŁUGOTERMINOWA INWESTYCJA Z PEŁNĄ GWARANCJĄ ZYSKU.
Czy da się obliczyć stopę zwrotu inwestycji w nasze zdrowie i jakość naszego życia?
Czy jest taka cena, której nie bylibyśmy gotowi za to zapłacić?
Czy kilkakrotnie wyższa ceną mąki powinna mieć dla nas jakieś znaczenie?
A to, że jedzenie, które przynosi nam zdrowie, może być również pyszne i nieść ze sobą radość i pogodę ducha udowadniam każdym artykułem na swoim blogu.