Żaba, pięć kropek i ja - Kambo cura

Żaba, pięć kropek i ja - Kambo cura

Jeśli czegoś intensywnie poszukuję los stawia na mojej drodze ludzi, organizuje przypadki, spotkania, podsuwa strony, linki, numery telefonów, w odpowiedzi na moje prośby. O ile mam otwarte oczy i serce oraz włączoną uważność. Tak mi się przytrafia. Jest to bardzo subiektywny opis ceremoniału Kambo, z perspektywy czasu z naciskiem na to, co wniósł w moje życie. I to co stało się p

Cokolwiek Ciebie oczyszcza, jest to właściwy kierunek (Rumi)

CEL KAMBO CURA

Był okres w moim życiu, kiedy starałam się z całego serca wyrwać z bardzo trudnej dla mnie sytuacji, której nie byłam w stanie sprostać. Gdy spadłam na samo dno jestestwa lub jeszcze dużo poniżej. Po okresie negacji, że to mi się to nie przytrafiło. Po fali buntu, dlaczego mnie to spotkało, przyszła gotowość na stawienie temu czoła. Okres mobilizacji sił i intensywnych poszukiwań sposobu ratunku. Tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak wszystkie metody oczyszczania prowadzą do zmiany życia. Tak w moje życie przebojem, wkroczyła amazońska, jadowita żabka. To ona mnie wezwała. Może jestem wariatką. Byłam pewna, że niczego bardziej nie potrzebuję. Każdy kto wsłuchuje się w swoją naturę, pewnie takie przekonanie zrozumie. Po prostu stawiłam się na jej wezwanie. Poddałam się ceremoniałowi kambo kura. Kambo jest wydzieliną z żaby Phyllomedusa Bicolor, pierwotnie stosowaną przez rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej. Poza silnymi właściwościami leczniczymi działa bardzo wspomagająco na układ odpornościowy. Oczyścił moje życie ze wszystkiego czego nie chciałam. Przed ceremoniałem wyczuwało się napięcie. Każdy przedstawił swoją intencję. Przeważały prośby o zdrowie. Ja chciałam: wyrzucić z siebie toksyczne myśli, złość i gniew. Prosiłam również o otwarcie się czakr, odblokowanie przepływu energii.

 

Kwintesencja oczyszczania
Kwintesencja oczyszczania
CEREMONIA KAMBO CURA

Mistrz prowadzący ceremoniał wyznaczył ilość wypalonych na skórze punktów oraz ich miejsca. Na nich podawana była mieszanka z jadem. Powietrze spowijała cudowna woń magicznego drzewa palo santo, które oczyszcza powietrze i przepędza złe byty. Przestrzeń wypełniały pradawne dźwięki, które przywracały pierwotny rytm bicia serca, odwracały bieg czasu i łamały pamięć każdej komórki. Pod nogami miękka poduszka, przede mną duże plastikowe wiadro, dzban z wodą, papier toaletowy – kwintesencja oczyszczania. Na dobry początek przed podaniem kambo musiałam wypić 2 litry wody w ciągu 15-20 minut. Już w połowie miałam dość. Woda wylewała się uszami i cofała w przełyku. Po wypiciu podawana była pierwsza dawka mieszanki z jadem żaby. Nie wierzcie w bzdury, które umieszczono w internecie po tragicznej śmierci dziewczyny, która swój ostatni rytuał odbyła kilka dni po moim, zresztą u tego samego mistrza. Gdyby, tak jak piszą jad wstrzykiwano do krwi lub pod skórę lub z najmniejszym naruszeniem ciągłości skóry, nie byłoby mnie z wami. Jad podaje się na skórę w miejsce, które nadpala się wcześniej rozżarzonym kawałkiem drewna. Jedynie w tych miejscach delikatnie zeskrobuje się nadpalony naskórek.

Jeśli po podaniu jadu na pierwszą kropkę, nie nastąpiła niepożądana reakcja, nakładano substancję na pozostałe. Ja miałam swoje pięć punktów w okolicach kostki. Mężczyźni otrzymują je na ramieniu, bliżej serca. Bardziej zaprawieni wzdłuż kręgosłupa w okolicach czakr. Pierwsze sekundy są najtrudniejsze. Serce przyśpiesza, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Krew krąży w żyłach jak oszalała. Ma temperaturę bliską wrzenia. Uszy parzą. Po uderzeniu krwi do mózgu, słychać w czaszce szum i pulsowanie, dzwonienie w uszach. Uczucie jak tuż przed utratą przytomności. Zaraz po tym przychodzi fala silnych torsji. I wypite kolejne 4 litry wody. Jeśli torsje ustępowały lub były za słabe należało wspomóc wymioty wkładając palce w gardło.

Wraz z wodą moje ja wyrzucało z siebie, wszystko czego chciało się pozbyć. Czułam w ustach silną gorycz. Tak jakby smutek, ból i żal wychodziły z dna moich trzewi. Inni czuli metaliczny smak. Kiedy pierwsza fala minęła przepłynęła przeze mnie pewność i silne przeświadczenie, że pomimo że robię to pierwszy raz w życiu, to ceremoniał jest mi dziwnie znajomy i już go wcześniej odbyłam. Kiedy mistrz zapytał, kto jeszcze chciałby dokładkę, wiedziałam, że pytanie kieruje do mnie. Miałam poczucie, że to nie koniec i muszę oczyścić się do końca. Przeżyłam drugą aplikację. Ta fala gorąca nie była już tak gwałtowna. Po wszystkim przyszło fizyczne zmęczenie i wyczerpanie. Moment dochodzenia do siebie. Fala spokoju, miłości i jedności z ludzi, którzy byli wokół. Na koniec całą zawartość wiaderka wylewało się z intencją do ubikacji. Nie wiele pamiętam już z tamtych dni. Ilość jadu w moim ciele co dzień zmniejszała się o połowę, aż zupełnie znikła. Odpoczywałam, trochę bolała mnie głowa. Ślady na nodze były widoczne jeszcze przez co najmniej pół roku. Jak mistrz prosił obserwowałam zmiany zachodzące we mnie. Z biegiem czasu moc ceremoniału i pamięć o nim słabła.

Centralne miejsce ceremoniału Kambo cura
Centralne miejsce ceremoniału Kambo cura
CO SIĘ NIE ZMIENIŁO PO KAMBO CURA?

Teraz kiedy czas zatoczył spiralnie okrąg i zbliża się rocznica tego wydarzeni, postanowiłam zrobić bilans zmian jakie zaszły we mnie.

Świat się nie zmienił. Problemy egzystencjalne nie zniknęły, to ja zmieniłam do nich podejście. Żabka zostawiła we mnie ślad, który zmienił mnie i pozostanie we mnie na zawsze. To co teraz widzę, czego doświadczam jest odbiciem mojego wnętrza. Płynie prosto z serca. Nie odbijam w sobie histerycznie i emocjonalnie tego co mnie otacza.

Jestem na to bardziej odporna, nie znaczy obojętna. Widzę wyraźnie co jest dla mnie dobre, co jest ważniejsze. Sprawy materialne straciły na znaczeniu. 

Telefony ponaglające do spłaty raty kredytu, są sposobnością o wywinięciu systemowi numeru i struganiu wariatki. W końcu ktoś, “kto daje sobie wstrzyknąć jad żaby nie może być normalny!” 😉

Dzięki temu świat, który mnie otacza jest spokojniejszy, bardziej przyjazny. Obserwuję go nieco za szyby.

Zmiany zachodziły falami, ale też zupełnie niezauważalnie każdego dnia, jak krople drążące skałę.

Odrzuciło mnie zupełnie od alkoholu. Toksyczni ludzie sami z siebie zaczęli palić wszystkie mosty bez mojego udziału. Nie ma ich w moim życiu.

Pojawili się inni, którzy inspirują mnie, podnoszą na duchu, dzielą się swoim doświadczeniem oraz wiedzą, która mnie rozwija. To ja decyduję komu poświęcam czas i uwagę.

Żabka obdarowała mnie hojnie współodczuwaniem wszystkich przejawów życia.

Natura, las, łąka, woda, morze, powietrze, ogień stały się moimi żywiołami, przewodnikami.

Zioła, ptaki, owady, zwierzęta moimi braćmi.

Jeszcze zimą zaczęłam morsowanie. Już nie mogę doczekać się pierwszych mrozów tej jesieni.

Wiosną zaczęłam biegać po lesie. I biegam do niego zawsze gdy potrzebuję spokoju, porady, ukojenia, inspiracji, kiedy muszę odzyskać siły i dystans do tego co mnie spotyka. Przynoszę z niego zioła, pokrzywę, skrzyp i dobre intencje.

Chodzę na bosaka, kładę się na trawie i patrzę w chmury. W ziemię stępuje ze mnie wszystko co złe.

Tego też roku dom wypełnił się jak nigdy aromatem ziół, kwiatów, zapachem białej szałwii, palo santo, kwiatów czarnego bzu. Czuję ich wibrację.

Zmysły się usubtelniły.

Umysł wyostrzył się na fale mądrości płynące z zewnątrz.

Przychodzą dobre lekcje życiowe. Ważne lektury. Kody uzdrawiania. Praca z energiami. Rytuały anielskie.

Przestałam się wreszcie bać. Jest we mnie ufność, spokój i wszechogarniająca miłość i radość.

Życzę moim wrogom dobrze, ślę w ich stronę kulę białego światła.

Gdy się stanie po drugiej, wolnej stronie umysłu, nie ma już odwrotu.

Magia dzieje się każdego dnia!

Dziękuję żabko.

Niech spłynie światło na wszystkich tych, którzy to czytają i przyniesie im inspirację, ukojenie i nadzieję oraz wolność!

 

Jeszcze jedno przesłanie!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *